Tjublesy

Tubeless, czyli bez dętki. Koncepcja prosta jak drut, stosowana powszechnie w motocyklach i samochodach, staje się coraz bardziej popularna wśród rowerzystów. Bezdętki mają szereg zalet, mają też swoje wady.

Czemu zawracam sobie głowę czymś takim, skoro kupiony rower ma powietrze w oponach i można jeździć tak jak jest? W pierwszej kolejności naczytałem się w sieci, jakie to tjubelesy są dobre, po czym bez specjalnego uzasadnienia postanowiłem spróbować. Nabyłem taśmę, wentyle i płyn uszczelniający (tzw. mleczko) i wio, poniosłem swoją pierwszą porażkę. Prawie palce połamałem na zmianie opon, taśma nie chciała się układać, a moja pompka nie pozwalała osadzić opony na obręczy.

I tak, z tego jednego zdania płynie kilka istotnych kwestii: zdejmowanie i zakładanie opony to jest ważna umiejętność, dostosowanie obręczy do montażu wymaga wprawy, osadzanie opony nie jest proste i najpewniej trzeba mieć odpowiednią pompkę. Jak rozłożymy bezdętki na czynniki pierwsze, to widać od razu, że opona musi współpracować z obręczą (jedno musi idealnie pasować do drugiego): szczelność obręczy uzyskujemy specjalną taśmą i wentylem, a opona ciasno spasowana musi jakąś siłą na tej obręczy zostać osadzona.

Pierwsza ważna konkluzja, to posiadanie obręczy i opony przygotowanej do montażu bezdętkowego. Fizycznie sprowadza się to do ukształtowania rantu tak jednego, jak i drugiego elementu. Można próbować na sprzęcie niededykowanym, czasami się udaje.

Druga kwestia, to oklejanie obręczy specjalną taśmą i osadzenie weń wentyla. Dobre fabryczne obręcze są często oklejone, ewentualnie kupujemy wentyl, montujemy i voila. Jeśli oklejamy sami, a taśma jest dedykowana lub w stylu gorilla tape (czyli niezbyt rozciągliwa), to pomogą nam solidne trzymanie obręczy oraz bardzo mocne naciąganie rolki z taśmą. Sama taśma powinna lekko nachodzić na ranty obręczy.

Trzeci element to montaż opony na obręczy i jej osadzenie. Pierwsza sprawa jest zupełnie zwyczajna, bierzemy łyżki i zakładamy, przy czym opony tubeless ready lubią być bardzo ciasne. Następnie musimy odpowiednią dawką powietrza sprawić, żeby opona wskoczyła na rant obręczy - najlepiej to robić kompresorem, ewentualnie specjalnym zbiornikiem ciśnieniowym, czasami udaje się zwyczajną pompką.

Ja używam zbiornika ciśnieniowego, zrobionego z wentyli i butelki po Coli (dla chętnych do poszukania: tubeless tank). Oczywiście specjalny zbiornik można kupić, ale ja lubię czasem coś skonstruować. No i oczywiście, tanio i jako tako, czyli polski januszyzm i cebula.

Ostatnim fragmentem układanki jest wlanie uszczelniacza. Można to zrobić przez wentyle lub zdejmując kawałek rantu opony. Ja preferuję strzykawką przez wentyle. Po tej operacji jeszcze warto pomachać kołem, żeby uszczelniacz wleciał w niedoskonałości konstrukcyjne.

I jak się człowiek tak namęczy (palce bolą, uszczelniacz uwalał całą podłogę), to co potem zyskuje? Tubeless pozwala jeździć na niższym ciśnieniu, bez ryzyka klasycznego kapcia lub przecięcia dętki. Niższe ciśnienie to także lepsza trakcja i praca opony. Brakuje też pracy na styku opona-dętka, opory toczenia przez to mogą być subtelnie niższe. Kompletne koło może też być lżejsze (dętka jest z reguły cięższa niż taśma, wentyl i uszczelniacz). Im solidniejsza dętka i opona, tym zysk większy (w szosie malutki, w enduro czy fat duży.)

W praktyce opory toczenia odczułem jako subtelnie mniejsze, trakcja jest lepsza, opony dobrze się łapią wszelkich kamieni i korzeni. Po sezonie jeżdżenia zdjąłem komplet z obręczy i je wyczyściłem z mleczka. Okazało się, że w oponach mam kilka delikatnych dziurek i przecięć. Zdaje się, że uniknąłem kilku operacji naprawy koła w terenie.

Jakiś czas temu zaliczyłem mocne lądowanie na przednim kole, z dobiciem amora i dobiciem obręczy do ziemi. Jak już się pozbierałem z gleby to musiałem uzupełnić powietrze, bo trochę uleciało. Koło zostało jednak szczelne. Rok później w ramach serwisu usunąłem mech i ziemię spomiędzy obręczy i opony. Nieźle.

In minus, montaż wymaga więcej pracy, taśmy z bajerami kosztują więcej niż dętki. Koła wymagają też częstszego pompowania, a raz na kilka miesięcy trzeba uzupełniać uszczelniacz. Opony bezdętkowe są pozornie droższe, ale z reguły płacimy za lepszą mieszankę, a przystosowanie dostajemy już w cenie.

W swoich przygodach rowerowych przerobiłem na bezdętki kilka kompletów kół, szosowe, cross country, trail/enduro i fat. Trzeba trochę wprawy, ale nie jest to kosmiczna operacja, szczególnie jak skorzystamy z dobrego poradnika (pacz: 1enduro.pl). Ja sobie cenię, lubię cechy tak przygotowanych kół, czuję się pewniej. Jednym słowem, polecam!

Rady po wuju:

  • Jeśli nie masz konkretnej motywacji do konwersji, to prościej jeździć na dętkach. Można też poeksperymentować z dętkami, np. super lekkimi wyścigowymi.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

50zł

Kórnik i ścieżka zdrowia

Opony